February 16, 2016

Van Gogh to mistrz



Słucham muzycznej poezji The Flower Duet Lakmé, która wypełniała dźwiękowe tło wystawy Van Gogh Alive (wspominam o niej na końcu tego postu). 
W sobotę Ludwiczka osiągnęła kolejny level swoich umiejętności stretchingowych, swój duży palec u stópki skierowała ku podbródkowi, a następnie ciach i dotknęła go buzią. Cała szczęśliwa, stała się prawdziwym bobaskiem. Natomiast, od wczoraj ma nowy zwyczaj: późnym popołudniem śpiewa mi arie. Testuje maksymalne możliwości swojego głosu, piszcząc jak lokomotywa czy też gwizdek od czajnika. Nie wiem co lepsze (lub gorsze ;) Ponieważ o tej porze brakuje mi już trochę energii to te oryginalne koncerty przyjmuję jedynie z uśmiechem, ale bez większego entuzjazmu ;) Szanuję jej potrzebę eksperymentowania, a z drugiej strony to fascynująca jest dla mnie obserwacja takiego małego brzdąca, który dopiero co odkrywa swoje umiejętności. A co to będzie jak zaraz zacznie mi raczkować po mieszkaniu, a potem chodzić? Doceniam ostatnie miesiące kiedy na szafce obok łóżka mogę odkładać wieczorem kolczyki i podziwiać kwiaty we flakonie.. już niedługo (i to na kilka lat!) te przedmioty będą stanowiły Obiekty Nadmiernego Zainteresowania (w skrócie ONZ) mojej małej Istotki ;) będę musiała je chować przed Nią i pilnować żeby nie znalazły się w jej zasięgu. Czy jest jakaś opcja żeby do kuchni zrobić barierkę na PIN? haha, śmieję się, ale szczerze powiedziawszy jest to temat z którym trzeba się zmierzyć.
Dzisiaj miałyśmy Dzień Dziecka. Po pobudkach o 1, 4, 5:30 aż w końcu  6:30 około godziny 9:00 Mała Lu skusiła się na drzemkę, a kiedy się obudziła to doładowana mlekiem jeszcze słodko zasnęła. Suma summarum wstałyśmy z łóżka około południa. Prawdziwa laba! a potem wybrałyśmy się na ponad 5 kilometrowy spacer. Tzn. Ludwiczka spała sobie słodko w wózku, a ja szybkim marszem, cały czas rozmawiając przez telefon, przemierzyłam ten dystans niewiadomo kiedy. I w ogóle się tym spacerem nie zmęczyłam.   
W piątek, na dwa dni przed zamknięciem wystawy Van Gogh Alive zdarzył się cud! bo mogłam się na nią wybrać ;) Wystawa multimedialna na miarę XXI wieku wywarła na mnie ogromne wrażenie. Pięknie dobrana muzyka do niezwykle barwnych i "nowoczesnych" obrazów Vincenta Van Gogha pozwoliła mi przez 1,5h zrelaksować się i nabrać sił. Prawdziwa uczta sztuki. Wspomniałam kiedyś czytaną książkę "Listy do brata" i ze zwiększoną siłą przemówiła do mnie braterska więź łącząca Vincenta i Theo. Coś pięknego. Wystawa umożliwiła mi poznanie wielu obrazów o których istnieniu nie wiedziałam. Niezwykła paleta barw, którą wykorzystywał Vincent utwierdziła mnie w przekonaniu, że był on Mistrzem koloru. 
Cieszę się na samą myśl o tym, że mam mojej Córeczce tyle zachwycających obrazów do pokazania, tyle kolorów do nauczenia, form i kształtów. 

A tymczasem zmykam, bo o 21:00 zaczyna się godzina dla Mamy czyli "fitness time" ;)

P.S. Czy polecacie jakiś eyeliner?
P.S.2. Najlepsze słodkości po których jestem gotowa ćwiczyć? pralinki z cukierni Sowa... są boskie!!!!!

2 comments:

  1. ja polecam eyeliner Inglota (używam od kilku lat), jest dość trwały, ma bardzo wygodny pędzelek i dużo ciekawych odcieni np. subtelnych a eleganckich brązów, nie wysycha szybko (w buteleczce, na oku co innego)

    ReplyDelete