Wiklinowy kosz piknikowy w kształcie walizeczki, wyłożony lnem i wyposażony w komplet dla dwojga: metalowe sztućce z drewnianymi trzonkami, szklane talerzyki, korkociąg i dwa plastikowe kieliszki skradł moje serce w Brukseli. Na tyle, że uprosiłam moich rodziców, aby był to mój prezent imieninowy. Jako, że moje święto było nazajutrz to moja prośba spotkała się z przychylnością. I tak, już od kilku dobrych lat jestem dumną posiadaczką pięknego piknikowego ekwipunku. Z ręką na sercu przyznam, że niestety trochę zgarnął kurzu leżąc na wysokiej szafie. Marzenia, marzeniami, a koniec końców zawsze było łatwiej wybrać się bez kosza, skorzystać z jakiejś przydrożnej restauracji i tym samym odpocząć od codziennego gotowania.
W sobotę, ni stąd ni zowąd, może pod wpływem fali natchnienia, która spłynęła z nieba wraz z czerwcowym deszczem oznajmiłam entuzjastycznie: jedziemy na piknik!
Naprędce obmyśliłam menu: filet kurczaka pokrojony w paski i marynowany przez całą noc w zaatarze i oliwie z oliwek, a następnie w niedzielę o poranku usmażony w panierce, kuskus, sałata maślana z roszponką, pomidory malinowe, do tych wszystkich warzyw w słoiczku sos na bazie oliwy z oliwek, przypraw i czosnku, litrowa szklana butelka domowej lemoniady, muffinki z truskawkami, biszkopty małej Lu i truskawki, takie piękne z szypułkami wprost do jedzenia z pojemniczka. Wszystko palce lizać! było przepyszne! Podane na obrusie w biało-pomarańczową kratkę vichy obrębionym białą koronką wyglądało bajecznie.
A teraz sceneria: musi pasować i dać wytchnienie od asfaltu i bloków. Parki miejskie? zapełnione. Pobliski Las Kabacki? w weekend nie wciśniesz tam szpilki. Wpisałam w google hasło: jezioro! i udało się! namierzyłam Czersk, a w nim ruiny po zamku Książąt Mazowieckich i u jego podnóża Jezioro Czerskie. Zwiedziliśmy ruiny, wspięliśmy się po stromych i licznych schodach na basztę i wieżę bramową. W nagrodę były cudowne widoki na zieloną dolinę Wisły, a dziś zakwasy.
Małej opaliły się przede wszystkich rączki, ale też i buzia. Cały czas zaraża nas radością życia i przez to bardzo dużo się śmiejemy. Po powrocie do domu zaczęła nowy eksperyment: stoi np. w kojcu, puszcza się ścianek i nie trzymając się niczego sprawdza co się dzieje. Po kilku sekundach bęc! spada, aby znów zaraz się podnieść i dalej próbować. Brawo Mała :)
P.S. W przyszły weekend wybierz się na piknik, nie za daleko, ale koniecznie blisko natury, zapakuj do jedzenia to co lubisz i wyrwij się z rutyny.
No comments:
Post a Comment