June 20, 2016

A po tropikach?


A po tropikach (kto czytał ostatni post ten wie o co chodzi) nastała burza..
Burza? chyba nawet lepiej określi to słowo nawałnica.
W świeżo umyte szyby chlusnęły wiadra wody z nieba. Padało nie jak z cebra, ale jakby ktoś otworzył spust cysterny pełnej wody. Wiatr szalał niesamowicie, dął w ściany, zginał drzewa do ziemi. W kilka minut po rozpoczęciu się nawałnicy około 15:11 wysiadł prąd. Na wsi to fakt, który trzeba wkalkulować w styl życia. Zdarza się i cóż, chwilę prądu nie ma, więc go potem włączą. Standard. Niezwykle intensywny opad deszczu z granatowymi chmurami, piorunami i grzmotami jak szybko się zjawił tak szybko też znikł. Jak się okazało połamał kilka drzew. I hmm... prądu nie ma nadal... Mija godzina, dwie, trzy, cztery.
Wchodzę do spiżarki chcę zapalić światło.. nie działa.
Na myśl przychodzi mi żeby coś upiec. Zaraz, zaraz, ale piekarnik bez prądu się nie włączy.
Jakaś taka nuda, może poczytam coś na komputerze? Ojoj! pada bateria.
To może wezmę telefon i cyknę kilka zdjęć. Kiepsko: tylko 12% baterii, a akurat miałam ją ładować kiedy to rozpętała się burza i wyjęłam gniazdko z kontaktu.
A gdyby tak posłuchać muzyki z radia? Kłopot ten sam.. prądu brak.
Mija piąta godzina i szósta.
Warto byłoby umyć głowę. Ajaj.. w łazience jest ciemno a na dodatek suszarka też jest w tej sytuacji bezużyteczna. 
Telefon pada, 4% baterii.
Idziemy spać.
Rano budzę się i nie wiem, która jest godzina, bo telefon na dobre się wyłączył, a nie mam przy sobie klasycznego zegarka. Po minie Małej Lu wnioskuję, że jest 6:15 góra 6:30. 
Szczęśliwie sytuację ratuje kuchenny piec. Można na nim zaparzyć kawę, usmażyć jajecznicę i zrobić grzanki. Śniadanie palce lizać. Nic nie zagłusza odgłosów natury, żaden telefon nie dzwoni, żaden sms nie mąci ciszy, wzrok odpoczywa od ekranów, można w pełni wypocząć. O to może bym poszyła? E nie... maszyna do szycia też lubi prąd...
Mijają kolejne godziny osiemnasta, dziewiętnasta i nic. Wiemy, że wichura zniszczyła słup i trwa jego skomplikowana wymiana. Trzeba to przetrwać, nie mamy innego wyboru. 
Mija doba. Doba bez prądu i korzystania z wielu rozmaitych urządzeń rtv agd. 
Nagle przestrzeń wypełnia głos piosenkarza z kuchennego radia! jest prąd! hip hip hurra :D

Przez dobę przeżyłam detoks od cywilizacji. I szczerze powiedziawszy nie było to takie proste. Uświadomiłam sobie jak bardzo jestem od niego uzależniona, ale też z drugiej strony jak bardzo ludzkość się rozwinęła dzięki tej magicznej sile ulokowanej w domowych gniazdkach. 
A Mała Lu?
Cóż na niej, ta przerwa nie wywarła żadnego wrażenia. Poszła spać zanim się ściemniło, wstała jak już było jasno, w nocy jadła pokarm, którego nie trzeba podgrzewać, bo zawsze ma idealną temperaturę. Wtulona w ramiona słuchała bicia serce, które nie jest na baterie, ale które zasila miłość. 

P.S. 
Gratka dla fanów: nowy słup!
tylko dlaczego tak krzywo stoi? mimo iż zdjęcie zrobiłam stojąc tuż naprzeciwko? 


2 comments:

  1. Ania, nareszcie piszesz częściej! A ja na każdy wpis czekam z niecierpliwością, naprawdę! I jak przeczytam jeden to już nie mogę się doczekać następnego. Mam nadzieję, że jeszcze długo zostaniesz na wsi i będziesz nas raczyć częstszymi wpisami na blogu! :)

    ReplyDelete
  2. życie, życie :)
    a w tym tygodniu cisza,bo szyję wielgaśny patchwork :)

    ReplyDelete